nagłówek

nagłówek

środa, 20 sierpnia 2014

X Obława!

Papaya czekał niecierpliwie na jakiekolwiek wiadomości. W końcu do długiej, złotej komnaty wszedł prorok – Mukasa.
- Siostry Parki mówiły, że potrzebujesz pomocy, o panie – stwierdził. Miał skórę czarną i błyszczącą, uszy przekłute kłami drapieżnika i wygląd osoby dumnej, ale i rozsądnej.
- Owszem. Potrafisz znaleźć  ludzi? – spytał Papaya, na co młodszy bóg tylko przytaknął. – A bogów?
- To zależy, nie jestem wszechmogący – odpowiedział dość rozważnie Mukasa.
- Od czego zależy? To ważne.
- Od woli szukanego i jego mocy. Jeśli jest ode mnie silniejszy i nie chce być znaleziony, nie mogę nic na to poradzić. Jeśli jest mi równy, też za dużo nie zdziałam.
- To Upadły, więc nie powinieneś mieć problemu. Znajdź go jak najszybciej. Nazywa się Rod, a przynajmniej nazywał, gdy jeszcze należał do Panteonu. Złamał jedno z podstawowych praw Panteonu – wyjaśnił Papaya, potrząsając bransoletami na nodze.
- Siła nie zależy od tytułu. Ale zrobię, jak każesz, panie. Oczekuj mnie jeszcze tej nocy z wiadomościami – stwierdził czarnoskóry i odszedł.
- Co o tym myślisz, starszy bracie? – spytał brunet, gdy mężczyzna zniknął za drzwiami.
- Coś się zbliża, i to coś poważnego. Parki będą miały dużo roboty w najbliższym czasie – zarechotał żabi bóg zguby, wychodząc z ukrycia. – Ale nie możemy nic na to poradzić, więc może zagramy w szachy?
- Czemu nie? – westchnął Papaya, wzruszając ramionami przy wtórze brzęku złota na szyi i ramionach. – Nie naszym zadaniem jest zamartwiać się. Z resztą, pod wieczór ma przyjść Dionizos z nowymi kwiatami, trzeba oczyścić atmosferę.


 
Ogień. Palący duszę pierwotny ogień z najgłębszych czeluści wszechświata trawił powoli Silvę. Lis nie miał już nawet siły na walkę z nim, czy to częstymi jeszcze jakiś czas temu spazmami, czy piskiem i warczeniem. Czuł, że dzieje się z nim coś niedobrego, ale nie mógł tego zatrzymać. Wcześniej próbował złapać zębami niewidzialną bestię i podrzeć na strzępy, ale wywijała mu się niczym łuskowaty wąż, czy mokry kawałek skóry, którym kiedyś się bawił.
Silva wiedział, że jego pan na niego czeka, że jest mu potrzebny. Bardzo chciał wstać na swoje cztery łapy i pobiec do niego. Przy okazji pewnie by strącił którymś z ogonów jakąś przenośną dziurę na wodę lub dziwny kawałek gliny i potem kobieta-dziecko na niego by szczekała swoim wysokim, drażniącym uszy głosem. Ale tego chciał, to mu się przeszkadzało. Mimo wszystko, cieszyłby się z jej pisku. Może też spotkałby mrocznego śmierdzącego-mężczyznę, na którym zapach śmierci leżał mocniej nawet, niż na jego panu. Jego pan go nie lubił i już dwa razy warczeli na siebie, ale i tak Silvę by cieszył jego widok. Ale przede wszystkim, chciał wsunął nos w futro na głowie swojego pana i cieszyć się nieco słonym zapachem potu i doświadczenia, jaki nosił. Silva cenił swojego pana ponad wszystko, pomimo że chodził na dwóch łapach i mówił jak większość ludzi. Był przekonany, że tak naprawdę jest lisem, bez względu na tyle wad, jakie miał przez swoje pochodzenie.
Silva poczuł czyjąś przednią łapę na swojej, ale zbytnio paliły go kości, by spojrzeć, kto to. Miał tylko nadzieję, że należał do dobrego stada.
- Jak się czujesz, maluchu, co? – spytał znajomy głos, piskliwy nawet jak na ludzi. Kobieta-dziecko siedziała przy nim i robiła coś z jego ciałem. Pomagało, ale niewiele. Jakimś cudem udało mu się zaskowytać cicho „Ogień. Boli.” Po czym nieco głośniej dodał „Pan.” – Tak, tak, już lepiej z tobą – ucieszyła się kobieta-dziecko. Ona nie rozumiała jego słów, wiedział to prawie od początku, odkąd ją tylko zobaczył. Była zbyt ludzka na to. Nie rozumiała, że nie czuł się ani trochę lepiej, a wręcz przeciwnie. „ Pan” powtórzył, niemal warkotem. Kobieta-dziecko odsunęła się trochę, przestraszona.
- Nic nie zrobi w tym stanie – słyszał śmierdzącego-mężczyznę. Do tej pory nie wiedział o jego obecności, mało co do niego docierało ze świata, który do tej pory tak dobrze znał. Czuł się jak szczenię bez matki, opuszczony i bezbronny. Ale przede wszystkim, pożerany przez wciąż nieuchwytną bestię, która nie chciała się mu pokazać.


 
Lily siedziała przy zwierzęciu Shibirose, zmieniając bandaże na jego tułowiu. Nie podobało jej się tempo, w jakim lis zdrowiał.
- Nie powinien już skakać po całym domu? – spytała Eodę, będącego tu dla towarzystwa i ewentualnej obrony. – Przecież księżycowe lisy są znane z szybkiej regeneracji – zawahała się.
- Powinien. Ale nie zdrowieje, więc musimy czekać. Przez przypadek dobrze zrobiłaś, upierając się na prywatny kurs zamiast tej linii lotniczej, bo jak tak pójdzie, to jeszcze co najmniej z tydzień mu zajmie wylizanie się do reszty – westchnął oparty o ścianę mężczyzna, obserwując każdy ruch Lily. – I mam niejasne poczucie, że to nie sprawa Aresa, to nie w jego stylu. Gdyby walczył z Bagalą, czy Kali, to tak, ale…
- Ale Ares jest zbyt honorowy na truciznę - skończyła za niego kobieta, zaklejając koniec bandaża. – Jeden z plusów nauki u Rose-chan. Myślisz, że powinniśmy powiedzieć mu o tym? Może już był w takiej sytuacji…
- Mało ci jego histerii, co? – prychnął z pogardą mężczyzna. Nie ukrywał, że zachowanie starszego Stray bawiło go i wzbudzało odrazę. Przeżywać stare trupy… też coś. Ludzie i tak umierają, to tylko skrócenie ich czasu czekania.
- Przestań! Dobrze wiesz, że nikt nie widział tyle, co on. A przez tą małą blond-małpę… - Lily nie dokończyła, gubiąc głos ze wściekłości.
- Dobra, już dobra. Ale i tak lepiej poczekać. Postaw tu kogoś, żeby pilnował zwierzęcia i chodźmy spać, późno jest.
- Chyba nie chcesz tego tak zostawić, E-chan… - kobieta była oburzona wypowiedzianym na wpół przez ziewnięcie stwierdzeniem mężczyzny.
- Właśnie to mam zamiar zrobić. A twoje gorzkie żale nad trupem wiele nie pomogą. Wiesz o tym, prawda? – westchnął Eoda, zmęczony zarówno fizycznie, jak i psychicznie. – Nie martw się, jak będzie zdychał do reszty, to cię obudzę – w końcu dodał.
- Jesteś pewien, że to wyczujesz? – spytała Lily, unosząc z powątpiewaniem brew. Nie podobała jej się wizja odpoczynku, gdy Rose-chan cierpi, a jego zwierzę jest na wpół martwe.
- Oczywiście, że jestem. Nawet ty musisz wyczuwać zupełnie inną aurę w tym pomieszczeniu. Chyba nie sugerujesz, że nie zauważę tak dużego źródła siły, prawda? Oj, nie róbże takich oczu, wiesz, o co mi chodzi – prychnął brunet, gdy Lily zrobiła obrażoną minę na wzmiankę o wykorzystaniu śmierci Silvy jako energii. Po Panteonie chodziły plotki, że Eoda był w stanie lepiej to robić od samej Wep-Wawet, jednak nigdy nie sprawdzone w praktyce, pozostawały w szarej strefie salonów.


 
Cóż za upokorzenie! W życiu nie myślał, że dojdzie do czegoś takiego. I to jeszcze w jakieś sytuacji… Nie do pomyślenia! Ten… ten… ten tchórz! Tak, tchórz. Bał się stawić mu czoło, więc znalazł sobie byle wymówkę, by przerwać pojedynek, bo wiedział, że przegra!
- Kotku, lubię tą meblościankę, wiesz? – westchnęła Wep-Wawet, leżąca na wykonanej w antycznym stylu sofie i bawiąc się szczurzymi czaszkami przy rękojeści swojego sztyletu. – Powiesz mi wreszcie, co tam się stało?
- Wolałbym nie – syknął blondyn, kolejny już raz trzaskając pięścią w szafę. – Ten tchórz mi za to zapłaci, nim pojawi się krwisty księżyc…
- Podoba mi się… ale i tak wolałabym się wreszcie dowiedzieć, dlaczego nasza szafa zmienia właśnie konsystencję – bogini wstała i oplotła Aresa w pasie, mrucząc. – Już dawno nie widziałam cię w takim stanie. Złość urodzie szkodzi, jak mówią ludzie.
- Nie teraz – wymruczał bóg, ale nie zrobił nic więcej, by pozbyć się łaskoczących go po brzuchu dłoni. – Jesteś gorsza od wszystkich dziesięciu plag razem wziętych – w końcu stwierdził, przeciągając kobietę przed siebie.
- Wiem. W końcu sama je podsunęłam Aoi, prawda? – zachichotała. – A odnośnie Aoi, to lepiej się nie pokazuj jędzy w najbliższym czasie, bo polecą koty – Wep-Wawet położyła po sobie psie uszy w dość sugestywny sposób.
- Czy to ważne? – spytał ze śmiechem Ares i kopnął leżący koło jego nogi sandał prosto w wyłącznik światła. Nie potrzebował dodatkowych widzów. – Nie spiesz się.
- Nie będę – zapewniła bogini powoli sięgając do intymnej więzi mentalnej, jaką dzieliła z mężem i zamruczała z zupełnie fizycznej rozkoszy, gdy ich umysły wreszcie się połączyły.

Kolejny rozdział: Moich tysiąc grzechów już 23.08.2014r*

Dobra, jesteście tak leniwi, że aż... że aż nie potrafię wymyślić żadnego inteligentnego porównania, tak tu sucho od weny. Dzisiaj wstawiam, ale następnym razem komentarze jedno/dwuzdaniowe zignoruję. Kiedyś się dało wyciągnąć chociaż krótką wypowiedź z treści, to wierzę, że i teraz się będzie dało.
*Dwa, zasady takie, jak ostatnio, jeśli chodzi o pojawienie się postu.
Trzy, niech nasze zastępy rosną jak grzyby po deszczu lub odcinki "Mody na sukces". Rozgłaszajcie na cały świat, żeby blog się rozwijał i wreszcie jakieś blade, jeszcze nieoczytane twarze wypowiedziały swoje zdanie.
I cztery, ostatnie. Planuję w ramach "przerwy na reklamy" między seriami napisać małe FAQ. A do tego potrzebuję wasze pytania, więc piszcie śmiało, zarówno o blogu, jak i o mnie (w rozsądnym zakresie). To samo tyczy się galerii. Chcę zrobić około pięciu nowych postaci obrazkowo, więc podawajcie swoje typy, kogo jeszcze tam nie ma, a kto powinien się pojawić. Albo kogo zdublować. Macie do dyspozycji całe opowiadanie i listę Panteonu, o ile się do niej dogrzebiecie gdzieś w historii bloga.

4 komentarze:

  1. Fajny rozdział. ;)
    Ciekawa jestem, czy Mukasa znajdzie Roda. Ale to zdanie: "Może zagramy w szachy?" mnie strasznie rozbawiło. Bożek zguby wydaje się totalnie beztroski i zupełnie nie przejmujący się przyszłością.
    Poza tym - Silva. Mój jeden z ulubionych - choć zwierzęcych bohaterów. Tak mi go szkoda... Chciał porozumieć się z kobietą, a ona nawet go nie zrozumiała,,, Poza tym jego lojalność i wierność wobec pana jest ogromnie wzruszająca. Mam nadzieję, że szybko wyliże się z choroby i będzie mógł wrócić do Straya.
    Opisałaś Aresa dokładnie tak, jak go sobie wyobrażam. Mężnego, trochę znudzonego, próżnego bożka...
    Ale jego żona - Wep - Wawet bardzo mi się podoba. Ma ciekawy charakter, potrafi odwieść męża od przytłaczających go, trudnych spraw. Ich relacja jest taka dziwna... ale jednocześnie bardzo romantyczna. :)
    Mam teraz jedną prośbę. Jak widzisz, zawsze u Ciebie staram się rozpisywać i komentować każdy post. Ostatnio trochę rozdziałów nie przeczytałam, ale to tylko dlatego, że byłam na "urlopie wakacyjnym." Oczywiście, Twoje opowiadanie jest super, bardzo mi się podoba.
    Ale zależy mi też na tym, żebyś czasem napisała u mnie coś więcej niż: "jest nowy rozdział, zapraszam". Zrozum, ja Ci nie robię wymówek czy coś, to tylko zwykła prośba. ;) Nasze blogi mogłyby nieźle współpracować, Wystarczy mi, gdy napiszesz choć kilkozdaniowy komentarz pod rozdziałem. Bo ja Twoje rozdziały czytam zawsze od deski do deski. :)
    Oczywiście, nie musisz na siłę mi komentować bloga. Ale wtedy ja też nie będę wchodzić na Twojego. Mam sporo stałych czytelników (i choć bardzo bym chciała, żebyś była również w ich gronie, to Cię do tego przecież nie zmuszę.)
    I to tyle mojego gadania. Co do rozdziału - był przeboski. Tak trzymaj. :) Ciekawa jestem, co będzie w następnym rozdziale. :P Masz wielki talent, jak mało kto. A Twoja wiedza na temat bożków Panteonu jest po prostu niezwykła.
    Gorąco pozdrawiam,
    Evenstar
    http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie :)
    Szczerze mam nadzieję, że Shibirose szybciutko wyzdrowieje, oby się wylizał w ten tydzień.
    Żal mi też troszkę Silvy, bo chyba jest moim ulubionym bohaterem, bardzo mi go szkoda z wielu powodów. Nie dość, że jest chory to nie może się porozumieć z kobietą.. Yh.
    Jeśli chodzi o te małe reklamy, nie mam nic przeciwko, chociaż pewnie nie każdemu mogłoby się to spodobać.
    + Nowy post na blogu.

    http://asianworldpoland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Papaya - myślałam, że to kobieta >.< Jak widać myliłam się. Jestem ciekawa co bóg zguby miał na myśli. Mam nadzieję, że to nic poważnego, ale że trochę będzie się działo. Szkoda mi Shibirose. Moja ulubiona postać, jak zwykle cierpi. Szybko się wykuruje - nie może być inaczej. "Jesteś gorsza od wszystkich dziesięciu plag razem wziętych" - Och, jaka szczerość. Marzenie, zostać taką okrytą. Odnośnie komentarzy - twoja twórczość jest tak dobra, że słowa trzynastolatki niewiele zdziałają. Przy twoim słownictwie, moje to tylko marne pozostałości po zaborach ._. Pozdrawiam i życzę dalszych pomysłów ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podoba <3
    Papaya - Trochę dziwne to imię i nietypowe lecz tu nawet na pierwszy rzut oka widać twoją kreatywność ! :D
    Czekam na dalsze części :)
    http://thedemonsofthenight.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń