Strony

środa, 23 lipca 2014

II Noc Wszystkich Trupów

Shibirose ziewnął szeroko, przeciągając się na fotelu. Już od godziny siedział w tym prawie pustym pomieszczeniu o ścianach z widocznym tynkiem. Nikt nawet nie próbował  ukryć, że odkąd tylko robotnicy opuścili kampus, nikomu nie przyszedł do głowy pomysł wyremontowania budynku. Oprócz chłopaka były tu jeszcze dwie młode kobiety, obie o nadzwyczajnej urodzie. Był to jednak ich jedyny atut, jeśli nie liczyć talentu do uwodzenia starych i bogatych grubasów, którym z resztą niewiele do szczęścia trzeba było zaoferować.
Znudzony chłopak wstał, podszedł do jedynej szafy w sali - starej biblioteczki z wybitą szybą - i wziął do ręki książkę, wydawało by się, że przypadkową. Nawet nie zerknął na tytuł, jak gdyby już wcześniej wiedział, jaki on jest i wrócił na miejsce, po czym zabrał się za lekturę zdobyczy. Czytał dość szybko, ale wciąż na tyle wolno, by rozkoszować się tą czynnością. W jego ruchach można by dopatrzyć się czegoś na wzór szacunku w stosunku do książki, jak gdyby uznania jej zasług.
Obecne w pomieszczeniu kobiety wydawały się być zawiedzione, że to stary przedmiot, a nie one stały się obiektem zainteresowania tego nieznanego im, a już fascynującego młodego mężczyzny. Trudno też się dziwić, Shibirose budził pożądanie wielu kobiet, bez względu na wiek, czy status materialny. Był przystojny, co podkreślał dodatkowo jego nieco niedbały styl ubierania, czy aroganckie, pewne siebie ruchy, wykonywane z gracją wieloletniego tancerza. Biła przy tym z niego swego rodzaju naturalność i niewymuszoność, pewna niczym nieskrępowana wolność i poczucie bycia niepokonanym. Zwłaszcza starsza i bardziej doświadczona z dwójki chciała go uwieść. Była już znudzona staruchami bez krzty zgrabności, za to z nadmiarem wyobraźni. Czuła, że gdyby udało jej się zdobyć serce - a przynajmniej ciało - młodzieńca, mogłaby być spokojna o rozrywkę przez dość długi czas. Nie wiedziała, że zarówno on, jak i jej przełożony - Amante - nie należeli do jej gatunku i dbali o nią w stopniu, w jakim ona dbała o pewną konkretną mrówkę w Amazonii.
Minął kolejny kwadrans, zanim pojawili się posłańcy. Było ich dwóch – drobna kobieta w szczycie swej urody o dość wysublimowanym pięknie, ubrana w szaro-fiotelowe kimono, spod którego wystawały brzegi spodniego, czarnego oraz białe zwierzę o trzech ogonach.
- Shibirose-san – zwróciła na siebie uwagę kobieta. Młodzieniec zamknął książkę, nie zakładając uprzednio strony, na której skończył, a jedynie zerkając przelotnie na numer. Znajdzie go potem, gdy będzie miał chwilę czasu. – Dostałam wiadomość z Pekinu.
- Rozumiem. Jak ma się tam teraz sytuacja? – spytał poważnie chłopak.
- Teraz nie wiem, ale jeszcze dziesięć minut temu żyło jeszcze tylko dziewiętnastu znanych nam Stray. Możliwe, że są jacyś samotnicy, ale na pewno niewielu. Z tego, co udało się przekazać mojemu łącznikowi, wiem, że był tam sam Loki wraz ze swoimi wilkami – gdy kobieta wymówiła boskie imię, białe zwierze obok niej zawarczało nisko.
- Spokojnie, Silva – mruknął Shibirose, wstając. – Jeszcze będzie czas, żebyś się wyżył na zdrajcach – uśmiech na jego twarzy wiele mówił.
- Muszę przyznać, Shibirose-san, że to bardzo mądre zwierzę. Już dawno nie miałam kontaktu z księżycowymi lisami, ale nie przypominam sobie, bym spotkała aż tak inteligentnego. Czy to jakaś domieszka? – spytała życzliwie kobieta.
- Wręcz przeciwnie, Geiko-san. Czysta krew od co najmniej pięćdziesięciu pokoleń. Wiem, bo widziałem je wszystkie. Można powiedzieć, że taka moja mała hodowla – zaśmiał się, jednak nie do końca wiadomo, z czego. Lis podszedł do swojego pana, otarł się bokiem pyska o nogę chłopaka, po czym usiadł przed nim i zaskowyczał krótko. – Co jest? Masz dla mnie jakieś wiadomości o tej porze dnia? – zdziwił się Shibirose, ale przyklęknął obok zwierzęcia i dotknął dwoma palcami miejsca, gdzie uszy lisa łączyły się z żuchwą. Na ułamek sekundy błysnęła między nimi przyćmiona iskierka, po czym zniknęła pod skórą wierzchniej strony dłoni chłopaka.
- Coś się stało, Shibirose-san? – spytała Geiko, gdy tylko zobaczyła jego niezadowoloną minę.
- Musieliśmy odpuścić prawie całą Francję. Została tam już tylko północna Galicja. Słowiańszczyzna też ledwo się trzyma – streścił szybko Shibirose.
- Skąd wiesz? – spytała zdziwiona Geiko. – Przecież… - nie dokończyła, gdy zrozumiała. Nad Europą rozciągała się teraz noc, a patronował jej księżyc w pełni. Luna może i należała do Panteonu, ale po cichu rozumiała pragnienie wolności Stray, więc jak gdyby z niedopatrzenia nie blokowała komunikacji nocnych stworzeń. – Oj, przepraszam – mruknęła, gdy zadzwonił jej telefon, ukryty pod kimonem za szerokim pasem obi. Gdy tylko Stray zorientowali się, że komunikacja nowoczesnymi metodami może być równie niebezpieczna, co zwyczajna, przywrócili do łask upadłą boginkę Heyah’ę.
Geiko po chwili zdawkowej rozmowy w obcym języku rozłączyła się, po czym uśmiechnęła lekko.
- Ameryki w większości są nasze. Zwłaszcza tam, gdzie wpływy Panteonu były najbardziej rozmyte przez dzicz lub mnogość legend miejskich – powiedziała szybko. Wiadomym był fakt, że nawet po Roku Uwiązania Panteon nie zdobył całkowitej kontroli nad światem. Tereny naturalne zachowały swoich bożków regionalnych, nieraz przypisanych tylko do jednego drzewa, czy strumyczka, a miasta obfitowały w bezgłowych jeźdźców, czy wspaniałych złodziejów, stanowiących niegdyś jedynie legendy, a teraz będących nowymi bóstwami. Zarówno jedni, jak i drudzy należeli do Panteonu, jednak była to przynależność tak niezobowiązująca, że można było się pokusić o stwierdzenie, że żadna. Przez ostatni rok skwapliwie „przesłuchiwano” nowych bogów hierarchii, jednak prawie w ogóle nie zajęto się już istniejącymi, zakładając ich wierność.
- A co z okolicą? – spytał jeszcze Shibirose. Pomimo wagi tego pytania, zostało ono wypowiedziane tak lekko, jak gdyby chodziło o obiad, a nie życie.
- Wysłano tu pana Bastet, a on obiecał, że nikomu nie zrobi krzywdy, więc jesteśmy bezpieczni – odpowiedziała. Chłopak zauważył, że przy wymawianiu imienia boga rodziny, zadrżał  jej głos.
- No tak – prychnął. – Dobrze jest mieć kontakty z Panteonem. A zwłaszcza kontakty drogą podpierzynową – zaśmiał się, jednak żart nie spodobał się kobiecie. Zacisnęła pięści aż jej skóra pobielała na kostkach, a po dolnej wardze pociekła strużka krwi przez rozcięcie zębami. – Dobra, już dobra. Żadnego poczucia humoru. Idź spać – Geiko ze zdziwieniem zauważyła, że to nie była oferta, a rozkaz. Chciała zaprotestować, ale ostatecznie kiwnęła nieznacznie głową i wyszła.
- Widzisz, Silva? – chłopak zwrócił się do lisa, gdy zostali sami, jeśli nie licząc ciągle będących na uboczu kobiet do towarzystwa. – Nie ważne, ile będziesz żył, kobiet i tak nie zrozumiesz. Dlatego radzę ci trzymać się od ich psychiki jak najdalej i zadowolić tym, że są ładne i mają to, co trzeba tam, gdzie trzeba – uśmiechnął się drapieżnie do zwierzęcia, po czym wrócił na kanapę i otworzył poprzednio czytaną książkę.


Ares musiał przyznać, że już dawno się tak nie bawił. I chociaż bóstwa afrykańskie były w większości zbyt prymitywne, by stanowić jakiekolwiek wyzwanie, to i tak sam fakt, że po tak długim okresie mógł zatańczyć z mieczem w dłoni przyprawiał go o dobry nastrój. Zastanawiał się, jak długo mu odmawiano tej przyjemności jako bogu… chyba od około kilku tysięcy lat. Oczywiście, prawie cały czas był na jakimś froncie. Nawet teraz obserwował jako porucznik konflikt rosyjsko-europejski, wcześniej ukraiński. Z lekkim rozrzewnieniem wspominał wiek dwudziesty z jego licznymi wojnami. Ale najbardziej przepadał chyba i tak za średniowieczem z jego klasyczną bronią, choć i irytującym kodeksem „rycerskim”, który przeczył większości praw naturalnych. Ale zawsze były to potyczki ludzkie, więc i jego obowiązywało bycie zwykłym człowiekiem.
A teraz mógł być bogiem w pełni swego majestatu, z Walkiriami u boku i Ekskaliburem w ręku. Zastanawiał się, jak idzie Lokiemu w Europie. Musiał przyznać – z lekkim zażenowaniem – że lubił boga ognia. Potrafili się ze sobą dobrze dogadywać, a i ich „dzieci krwi” za sobą przepadały, bowiem Walkirie używały jako transportu niebiańskie wilki, a i te wolały wygodnie żyć wśród jego panien niż uganiać się po niezbyt urodzajnych ziemiach ognistych w poszukiwaniu jakiejś chudej chabety.
Ares zamachnął się szybko na nadbiegającego Stray i już po jednym ciosie było po wszystkim. Bóg zerknął kątem oka na trupa. Widać było, że Stray nie miał jeszcze stu lat i z pewnością zupełnie nie znał się na walce. Może coś związanego z malarstwem, bo jego stary bezrękawnik był poplamiony w kilku miejscach czymś kolorowym.
- Dzieciaki… żadnej rozrywki, a i rozumu zabrakło – prychnął, po czym poszedł dalej. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Dlaczego tak bezbronny i młody bożek wybrał bunt przeciwko rządzącym nad spokojne życie w ochronie…
Bóg znalazł się przed starym, podrujnowanym domem, właściwie, to chatą. Wszedł do środka. Korytarze były prawie puste: jedna kurtka, dwie pary butów i tyle. Żadnych ozdób, trofeów, nieposprzątanych rzeczy. Wszedł do jedynego pokoju. Zawalony był przeróżnymi farbami, kredkami, kartkami papieru, płótnami, sztalugami i co tam jeszcze używają malarze. Jakoś podświadomie Ares połączył ten dom z martwym bóstwem.
Jego uwagę przykuł od razu sfatygowany, mały stolik dębowy. Było to jedyne czyste miejsce, wyeksponowane niemal z czcią. Leżała nad nim tylko jedna książka. Ares zaciekawiony podszedł, chcąc zobaczyć, co czytała jego ofiara z takim szacunkiem. Wziął do ręki książkę i przeczytał na głos…
- „Noc Wszystkich Trupów” – wymamrotał Shibirose do trącającego nosem książkę Silvy. – Bardzo stara książka przyjaciela, dostępna jedynie dla bogów – dodał po chwili. Zwierzę nie było jednak w pełni usatysfakcjonowane odpowiedzią, bo przekrzywiło pysk wyczekująco. Chłopak to jednak zlekceważył i zaczął czytać dalej.


„[…] Rzeki spływały krwią. Ścieki spływały krwią. Ulice, polne drogi i wielkie place spływały krwią. Gdziekolwiek nie pójść, wszędzie krzyki niewinnych i ostatni szczęk broni sprawiedliwych. Świat już dawno utracił pozory świętości, a teraz zrzucił je zupełnie. El viva tyrane! El viva democtatica! El viva macabre! Dzień Żywych Zdrajców już przeminął. Teraz czeka już tylko Noc Wszystkich Trupów.”

Następny rozdział: O ludzki włos już 27.07.2014r

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz