Strony

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

XII Głos głosów

Wiem, że nigdy nic nie piszę na początku, ale... zwracajcie uwagę na SZCZEGÓŁY.

Silca był w nadzwyczaj dobrym humorze. Już dawno nie odbywały się żadne ceremonie. A już na pewno nie z udziałem caeles [czyt. ‘keles’; łac. święty, boski, odpowiednik angielskiego ‘divine’; przyp. aut.]. Ostatnie takie wydarzenie było dobre milenium temu, o ile dobrze pamiętał.
No, ale czas goni! Silca wyciągnął z szafy rozwieszone na szerokim wieszaku i półeczkami podtrzymującymi kształt odzieży piękny płaszcz stylizowany na yukatę teatru kabuki, projektowany osobiście przez Dionizos. Z resztą, bogini była teraz u pana Silci, by omówić z nim ilość wiśni na tegorocznym japońskim festiwalu wiosny i pomidorów na hiszpańskie parady, a przy okazji napić się herbaty.
Do garderoby weszła wiecznie uśmiechnięta Ilca z torbą pełną nici wszystkich kolorów, by w razie czego naprawić dawno nie noszone ubrania. Ilca była nieco starszą siostrą Silci i prawie nigdy się z nim nie rozstawała.
- Widzę, że zaczynasz jak zwykle od końca – stwierdziła z uśmiechem, delikatnie poruszając białymi uszami na boki. – Chociaż, może i dobrze. Płaszcz widać najbardziej, a najdłużej się go wyszywa – stwierdziła po chwili, by udobruchać brata. Ten tylko prychnął i zarzucił puszystym ogonem, równie śnieżnym, co siostry.
- Pośpieszmy się lepiej. Pan mówił, że to coś poważnego, więc musimy być dziś już gotowi – stwierdził zamiast tego.
- Przecież wiem. Lepiej wyciągaj już resztę, nie wiadomo, ile myszy się przywlekło tutaj zamiast do ziarna – zauważyła kobieta, strzygąc z niezadowoleniem uszami. – Myślisz, że pan się nie obrazi zbytnio, jeśli użyję do tego rękawa magii? Mam do poprawki prawie całą gałąź i kawałek ogona – stwierdziła z niesmakiem.
- Bo ja wiem? Jak by nie było, pan mówił, że mu się spieszy, więc chyba aż tak zły nie będzie… - zawahał się Silca, wstrząsając wyciągniętą z szafy czarną koszulą ze stójką zamiast zwykłego kołnierzyka. – Jakby coś, to w końcu na pewno coś wymyślisz. Jesteś najprzebieglejszą lisicą w całym obejściu, prawda? – uśmiechnął się szeroko.
- I tak nie licz na te jabłka – wzruszyła ramionami kobieta, po czym zabrała się za wyplątywanie z materiału ciemnobrązowych nici spomiędzy prawie białych akcentów sakury.


 
Te nieco ponad czterdzieści godzin zrobiło dobrze Shibirose. Nie było już w ogóle widać śladów napadu, choć oczy nie zyskały jeszcze na nowo blasku łowcy. Chłopak chodził w te i z powrotem, by zabić czymś czas oczekiwania.
- Mówię ci, żebyś już leciał. To dziecko i tak pewnie nie przyjdzie – stwierdziła znudzona Lily. – Najchętniej zatrzymałabym cię u  siebie na stałe, ale nawet ja rozumiem twoje obowiązki. Niestety – wymruczała.
- Ty jesteś pewny, że nie wpadłeś za bardzo, co? – zaśmiał się Eoda, po raz kolejny sprawdzając wszystkie pasy przytrzymujące podobną do kołyski kozetkę, na której spał Silva, wreszcie spokojny. Robił to bardziej z braku pomysłu na zajęcie niż konieczności.
- A ty jesteś pewien, że nie spadłeś z wieżowca na głowę?– odpowiedział prychnięciem, po czym przystanął. – Włączaj silnik, Tamaro. Do czasu, aż się odpowiednio rozgrzeje, ona przyjdzie – oznajmił. Kobieta spojrzała na Lily, ale ta tylko wzruszyła ramionami, jak gdyby mówiąc „rób, co chce, pewnie znowu ma rację”. Jak przewidział Shibirose, Anastazja pojawiła się może dwie minuty później, ciągnąc za sobą dość dużą walizkę – sztywną, czarną skrzynkę z kremowym napisem „I Love France” o wysuwanej rączce i małych kółeczkach, trzeszczących, jakby miały zaraz odpaść. Dziewczyna biegła, ciągnąc ją za sobą. Najwyraźniej nie przewidywała, że po przylocie może zastać deszcz, bo ubrała na siebie sandały rzymianki, krótkie jeansowe spodenki i bluzkę na ramiączkach z nadrukiem Ciasteczkowego Potwora ze starej bajki.
- Już je…- zaczęła mówić, gdy tylko stanęła przy awionetce, ale zagłuszył ją głośnik z pobliskiego lotniska.
- Lot 3527b Europejskich Linii Lotniczych Skylance na kursie Nowogród Niżnyj-Modlin Warszawa opuszcza pas startowy za dziesięć minut. Pasażerowie proszeni są o niezwłoczne stawienie się w bramkach kontrolnych – zabrzmiał mechaniczny głos kobiety. Komunikator wyłączył się na kilka sekund, po czym wznowił informacje. – Jest 16.06.2208 roku według kalendarza powszechnego, imieniny obchodzą Alina oraz Justyna. Lotnisko w Niżnym Nowogrodzie życzy wszystkiego najlepszego solenizantom, jak również bezpiecznych lotów dla wszystkich pasażerów.
- No, wreszcie się skończyły te wszystkie komunikaty… jestem! – przywitała się Anastazja z uśmiechem na twarzy.
- A nie mówiłem? – Shibirose uśmiechnął się z wyższością do Eody. – Dobra, właź, już wystarczająco długo czekałem na ciebie. Rozumiem, że wzięłaś książkę, tak? – dziewczyna kiwnęła głową nieznacznie. – Świetnie. Dobra, Tatiana, pamiętaj, co ustalaliśmy. A do ciebie, Lil, odezwę się, jeśli nie zrobi tego najpierw Amante. I nie daj mi się tu zabić w jakiś głupi sposób.
- Hai, hai! – kobieta rzuciła mu się na szyję jak dziewczynka, ale po chwili puściła, zanim zdążył ją upomnieć. – Gdyby coś się działo, to daj znać, jestem bliżej niż Ama-chan.
- Wiem. No, to za kolejne kilkaset lat? – zażartował, a jego tęczówki wreszcie choć na chwilę wróciły do dawnego wyglądu.
- Oby wcześniej, choćbym cię miała po całym świecie gonić.
- Nie strasz, już wystarczająco dużo plag się za mną ciągnie – tym razem to Eoda się zaśmiał, głównie z obrażonej miny Lily. Shibirose podciągnął się na framudze i wskoczył do samolotu, zatrzaskując od razu za sobą drzwi z poczwórnej stali amortyzowanej izolatorem. Dał znak pilotce, by startowała i usiadł tuż przy legowisku Silvy.


 
- Coś ty narobił, głupcze! – grzmiały wspólnym głosem Parki. – Przez twoją niesubordynację zmieniłeś bieg przeznaczenia.
- Przymkniecie wy się wreszcie?! Nie przypominam sobie, żebym zapraszam gości do siebie do salonu – syknęła Wep-Wawet, podnosząc się z ramienia Aresa. Była wściekła, że staruchy niszczyły jej jedną z nielicznych ostatnio chwil, gdy była sam na sam z mężem.
- Zamilcz, Trupia Pani. Nikt nie uniknie kary! – odpowiedziały zupełnie nieprzestraszone bojową postawą kobiety.
- Dowiem się wreszcie, po co tu przylazłyście? Czy będziecie tak we czwórkę na siebie warczeć, jak dzikie psy, co? – wrzasnął w końcu Ares, zmęczony już powoli kłótnią przebiegającą przed jego oczami.
- Tylko nie dzikie psy! Ty jeszcze nie wiesz, co jestem w stanie zrobić, jak mnie wkurzysz bardziej – warknęła bogini śmierci, obnażając zwierzęce kły.
- Już, już, kochanie. Po prostu jestem zmęczony i właśnie mi zepsuto przyjemny wieczór. No, uspokój się – blondyn pocałował ostrożnie kobietę, aż jej opór zelżał nieco.
- W takim razie ja wychodzę. Załatw to szybko, jeśli naprawdę chcesz mieć „przyjemny wieczór” – bogini wstała i opuściła pokój, strącając przy okazji czarnym ogonem wazon z szafki. Ares dostrzegł w jej głosie groźbę włóczenia się przez kilka lat po cudzych domach, jeśli nie uspokoi żony odpowiednio szybko.
- O co chodzi? – spytał sucho, gdy został sam na sam ze staruchami.
- Zmieniłeś przeznaczenie! Pani Aoi kazała ci czekać, a teraz nić powiodła w inną stronę i musimy tworzyć szal od nowa! – zagrzmiała triada.
- Niszczycie mi cały nastrój, bo wam się dzianinka nie udała? - prychnął ostro mężczyzna.
- Zmieniłeś bieg historii! Przez ciebie nic nie będzie tak, jak powinno i ucierpi na tym cały świat – tym razem tylko jedna Parka zabrała głos.
- Kiedy? O ile sobie przypominam, to nie mam sobie nic do zarzuce… - bóg nie dokończył, bo zrozumiał, o co chodzi. – Więc: po co do mnie przychodzicie? Nie zmienię historii, pytajcie o to Gullweiga, o ile nie śpi.
- Nikt nie zmieni historii – odpowiedziała druga z Parek.
- To o co wam chodzi? O to, żebym się źle poczuł ze świadomością, że wam zniszczyłem tegoroczny prezent bożonarodzeniowy dla Papayi, czy co?
- Nie szydź, Aresie! To lojalne ostrzeżenie – powiedziała trzecia Parka.
- Dobra, dobra. Lojalne ostrzeżenie, to ja mam dla was, żebyście już sobie poszły, jak nie chcecie mieć mojego małżeństwa na sumieniu. A kysz! – syknął i kobiety zniknęły przez siłę słowa.


 
- Gotowy, panie? – spytała Ilca, gdy już pomogła ubrać się mężczyźnie.
- Nie przeszkadza ci upięcie w pasie? Nie naciska zbyt mocno na ogon? – wtrącił się Silca, układając po raz ostatni spodnie i płaszcz na swoim panu.
- Jest dobrze, dziękuje wam obojgu. Możecie dołączyć do reszty, już wkrótce rozpocznie się ceremonia. Bawcie się dobrze – usłyszała para lisów w odpowiedzi.
- Tak jest panie. Dziękujemy bardzo – odpowiedziały chórem i rozpłynęły się w białych płomieniach i liściach paproci.
- A gdy nocą gwiazdka świeci, i świat wszystkie barwy traci... - zaczął nucić bóg pod nosem wesołą piosenkę - pieśń przemiany.


Kolejny rozdział: Tylko już 28.08.2014r
WIELKI FINAŁ!!! Nie możecie tego przegapić. Już teraz na podstronie reklamy można obejrzeć trailer drugiego sezonu, który rozpocznie się 7.09.2014r. A do tego czasu - komentujcie, zasady publikacji jak poprzednio ;P

2 komentarze:

  1. No kurczę, dlaczego rozdział kończy się wtedy, kiedy mogłabym czytać go godzinami? Przez twoją informację na początku, cały tekst analizowałam... i analizowałam... i analizowałam. Ale do niczego nie doszłam. (Moje szare komórki, tak bardzo rozwinięte =]) Cieszę się, że Shibirose jest już w połowie sprawny. Darze tą postać wielką sympatią, dlatego mi na tym zależało. Było tam jedno zdanie, w którym zabrakło słowa "dla": Najchętniej zatrzymałabym cię DLA siebie na stałe. Musiałam mu się dokładnie przyjrzeć, bo nie wiedziałam, czy ma jakieś ukryte znaczenie lub coś w tym stylu xd Wiesz, po tobie można się spodziewać wszystkiego, ponieważ masz mnóstwo pomysłów i swój styl pisania. Obejrzałam reklamę i w sumie niczego, nowego się nie dowiedziałam. Pozostaje czekać na wielki finał sezonu! :) Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, świetny rozdział (zresztą jak zawsze u Ciebie.) Wspaniale się czytało, naprawdę. ;) Ze względu na Twój przypis, żeby czytać uważnie - to czytałam bardzo powoli cały tekst, ale do niczego nie doszłam.Nie znalazłam w nim nic, no wiesz, podejrzanego. :) Ale znając Ciebie z pewnością nas zaskoczysz.
    - Fantastycznie opisałaś rodzeństwo - Silcę i Ilcę. Właśnie tak ich sobie wyobrażałam. Jako nigdy nie rozstające się ze sobą, często droczące się rodzeństwo. A najbardziej rozśmieszył mnie ten cytat:
    "Jakby coś, to w końcu na pewno coś wymyślisz. Jesteś najprzebieglejszą lisicą w całym obejściu, prawda? – uśmiechnął się szeroko.
    - I tak nie licz na te jabłka - wzruszyła ramionami (...)"
    Heh, to było zabawne. :)
    - Znów pojawiła się postać Anastazji. A tak przy okazji cieszę się, że Shibirose już czuje się lepiej. No i Silve, którego tak kocham! Naprawdę, przywiązałam się do tego zwierzaka. I tu znów zdarzyła się śmieszna sytuacja:
    "-Ty jesteś pewny, że nie wpadłeś za bardzo, co? – zaśmiał się Eoda, po raz kolejny sprawdzając wszystkie pasy przytrzymujące podobną do kołyski kozetkę, na której spał Silva, wreszcie spokojny. Robił to bardziej z braku pomysłu na zajęcie niż konieczności.
    - A ty jesteś pewien, że nie spadłeś z wieżowca na głowę?– odpowiedział prychnięciem, po czym przystanął."
    W końcu Shibirose też musiał przywiązać się do Anastazji, choć po sobie tego nie okazuje. ;)
    - A w końcu Parki, które oskarżają Aresa o zmianę historii. On nie traktuje tego poważnie, zaś jego żona jest w stanie rozszarpać na strzępy każdego, kto mówi złe słowo o jej mężu. Charakterna jest ta Trupia Pani. :)
    Więc cóż mam jeszcze powiedzieć. Rozdział extra - czekam na Wielki Finał! ;)
    Evenstar
    http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń