- Rose, zostań, proszę! – Lily uwiesiła się na chłopaku, nie dając mu się ruszyć.
- Złaź ze mnie! I tak pojutrze wyjeżdżam. Nie zachowuj się jak dziecko – wysyczał Shibirose, a Silva zawtórował mu szczekiem. „Pan. Wolny. Dziad. Ludzkie szczenię.”
- Co powiedział? – spytała zaciekawiona kobieta, puszczając się nagle. – Żebyś został i nie ryzykował, prawda?
- Wręcz przeciwnie, chce iść do tej śmiertelniczki od „Wyklętej Księgi”. I w jednej rzeczy przynajmniej się zgadzamy – na schodach przed wrotami głównymi pojawił się Eoda, towarzysz Lily i jedyny syn Bogali.
Bogowie nie rozmnażają się jak ludzie, ale czasami „przybierają” sobie dzieci, jeśli jakieś młodsze bóstwo szczególnie przykuje ich uwagę i jest podobnych zdolności. Bogowie Panteonu prawie zawsze mieli kilkoro „dzieci”, wiernych bez słowa sprzeciwu i prawie tak silnych, co oni. Eoda był wyjątkiem od szlachetnej reguły, prawie od razu zbuntował się przeciwko swojej przybranej matce i został Stray. Teraz miał nieco ponad tysiąc lat i stanowił jeden z ważniejszych filarów obrony zachodniej Rosji. W dworku Lily stacjonował od wczoraj po prawie dwóch miesiącach kontroli regionu i od razu nie przypadł mu do gustu Shibirose. Z resztą, z wzajemnością. Pomimo, że obaj byli jednymi z nielicznych żyjących Stray o charakterze wojennym, jedynie wyższy cel powstrzymywał ich przed otwartym konfliktem.
- Mooou… Jesteście nieznośni! Czemu nie możesz posłać swojego zwierzęcia samego? Przecież na to je hodujesz, żeby robiły za ciebie nieprzyjemną robotę, prawda? – nalegała dalej kobieta.
- To nie jest moje zwierzę, tylko mój przyjaciel – zaprotestował chłopak. – A poza tym, to i tak muszę z nią porozmawiać, prawda?
- Po co? Nie wystarczy ci, że dostaniesz na kartce dane i tyle? Rose! Nie widziałam cię ładnych parę wieków, a za chwilę znowu wyjeżdżasz. To niesprawiedliwe – Lily zaczęła płakać, wręcz szlochać, wymuszając przytulenie. Chłopak westchnął niezadowolony i zrobił to, poklepując kobietę po plecach.
- Już, już… naprawdę ci tak zależy, żebym został? – spytał w końcu, ku niezadowoleniu bruneta na schodach. Gdy odpowiedziało mu siorbające „mhm” westchnął. – Dobrze, już dobrze, zostanę – Eoda odszedł, cichy jak cień, z gracją kota.
– Tylko przestań ryczeć i daj mi pięć minut na instrukcje dla Silvy.
- Jasne! Wiesz, gdzie mam pokój, będę czekać! – zawołała zadowolona Lily, po czym odeszła podskakując. Gdy zniknęła za zakrętem, Shibirose ukląkł i wystawił otwartą dłoń, na której po chwili znalazł się już pysk Silvy.
- Posłuchaj, mały. Pamiętasz drogę, pewnie nawet lepiej niż ja. Pójdziesz tam i będziesz czekał na ludzkie szczenię, dobrze? Najlepiej nie rzucaj się do tego czasu nikomu w oczy, ale tradycyjnymi metodami, magia ściągnie znowu jakiś tropicieli. Idź prosto, nic nie zaczepiaj, aż dojdziesz do jaskini ludzkiego szczenięcia. Jeśli nikogo nie będzie, nie zostawaj w miejscu, pokrąż po okolicy, ale nie próbuj jej wytropić, jasne? Jak ją znajdziesz, dasz znać i jak najszybciej wchodź do jaskini. Powinna się domyślić, ale jakby coś, to chcę na białym liściu informacje, co załatwiła. Za twoją chustką powinno się dość dużo schować, zwłaszcza jak owinie wokół sznurka. Tylko żadnych wybryków, to ważna misja. Nie chcemy przecież problemów, prawda? Jakby coś, to niech ci dużo mówi, potem możesz mi przekazać. Dobra, idź już i pamiętaj o zasadach – Shibirose poklepał lisa po smukłej szyi, po czym wstał i wypuścił go na ogród. Szybko zamknął za zwierzęciem drzwi i oparł się o nie plecami, wzdychając. Nie podobało mu się, że nie wykonuje swojego zadania samodzielnie, odzwyczaił się od wydawania rozkazów i czekania bezczynnie na ich wykonanie.
- Forseti! Forseti, gdzie ty do cholery jasnej jesteś! – wrzasnęła już po raz drugi Aoi, tłukąc pięścią po oparciu tronu.
- Na twój rozkaz, pani – bez zapowiedzi na środku wielkiej sali o ścianach z chmur pojawił się mężczyzna o wyglądzie dystyngowanego starca. – Pani wybaczy, że tak długo mi to zajęło, musiałem odebrać do końca raporty, bym mógł służyć pani większą pomocą.
- Daruj sobie wymówki. Co tu się dzieje? Przed chwilą słyszałam od swojej służki o jakiejś aferze ze śmiertelnikami. Wiesz coś o tym? – spytała bogini tylko pozornie spokojnym głosem.
- Niestety, pani, ale wiem. Powiedziałem zainteresowanym, że dam im trochę czasu do samodzielnego załatwienia sprawy, ale skoro pani już o tym wie, nie ma sensu dalej ukrywać. Doszło do złamania Prawa – oznajmił tonem niewskazującym na to, by mężczyzna był zaniepokojony. Od tysiącleci służył jako główny sędzia Panteonu i nawet wielka Aoi nie śmiała podważać jego osądu.
- Konkrety, nie wypuszczę cię bez dokładnych informacji – prychnęła kobieta. Tym razem była sama, bez swojego małżonka, uspokajającego w razie potrzeby.
- Do świata ludzkiego wyciekła jedna z zakazanych ksiąg damusa Nostry. Mam już potwierdzenie dokładnej lokacji Upadłego, który się tego dopuścił – streścił rzeczowo starzec.
- Kto to jest? Chcę wiedzieć wszystko! – wybuchnęła ponownie kobieta.
- Pani wybaczy, sprawiedliwość nakazuje mi milczeć. Obiecałem bogu, do którego należał kiedyś ten Upadły, że dam mu tydzień czasu na załatwienie sprawy samemu bez zdradzania ci, pani, jego imienia. Nie mogę nie dotrzymać tego słowa, nawet ze względu na ciebie - odpowiedział chłodno mężczyzna.
- Ty i ta twoja pijana sprawiedliwość… Trzyma cię tylko ten tydzień, potem chcę się o wszystkim dowiedzieć, bez względu na wynik. Mogę jedynie zapewnić, że pozostanie to pomiędzy nami, jeśli odpowiednie osoby umilkną – zawyrokowała w końcu Aoi.
- Jak sobie pani życzy – Forseti skłonił się. – Mam jeszcze kilka spraw do przekazania, jeśli pani pozwoli.
- Mów!
- Mów!
Lily dyszała lekko, zadowolona. Już dawno nie czuła tego przyjemnego ciepła w swoim materialnym i tak rzeczywistym ciele. Jego ciężar, teraz tak prawdziwy i odczuwalny, wręcz magiczny puls życia fascynował ją z każdą sekundą coraz bardziej. Popatrzyła na siedzącego w pluszowym fotelu Shibirose. Na jego skórze mieniły się pojedyncze kropelki potu, rozpuszczone włosy były w nieładzie, a niemal wyrzeźbiona klatka piersiowa falowała równomiernie, nieco szybciej niż zazwyczaj.
- Zadowolona? – spytał w końcu, a w jego oczach czaił się niebezpieczny błysk drapieżnika.
- Jeszcze jak – wymruczała jak kotka kobieta, przeciągając się. – Już dawno nie czułam się tak dobrze.
- Więc czemu nie znajdziesz sobie jakiegoś tresowanego małolata, co? – prychnął chłopak i wstał, ukazując idealną pracę mięśni pod napiętą skórą brzucha. Lily była świadoma, że większość z tego „kaloryfera” nie była dziełem boskiej inwencji, a prawdziwej, fizycznej pracy nad sobą: dekady treningu w nawet najgorszych warunkach. A potem wyrzeczenie się wygodnego trybu życia, ciągły ruch. Ale nie podejrzewała, by to sprawiało przykrość Shibirose. Odkąd go znała, nigdy nie stał w miejscu na dłużej, nie pasowało to do jego natury.
- No właśnie: tresowanego. Wiesz, że lubię odrobinę nieprzewidywalności i dzikości. Co to za zabawa, jeśli wiesz, że każdy ruch jest wyuczony i już dawno się znudził? Prawie jak inscenizacja walki, czy świnka morska. Ani to świnka, ani morska – zaczęła swój wywód kobieta.
- A Eoda? Nie powiesz mi, że nie nauczyli go obsługi samego siebie – pomimo beznamiętnego głosu, Lily wyczuła gorycz słów chłopaka.
- Może i tak – odpowiedziała w końcu, nieco urażona i wyszła z pokoju, narzucając na siebie niedbale wielką chustę, by ukryć oznaki przeżywanego przed chwilą uniesienia.
I wtedy właśnie w głowie Shibirose włączył się głośny, pełen cierpienia mentalny alarm od Silvy. Lisy księżycowe zazwyczaj nie mogły się komunikować ze stworzeniami dnia za pomocą telepatii, ale istniały wyjątki. Chłopak w pierwszej chwili złapał się za głowę i syknął z bólu, jednak dość szybko pozbierał siły i otrząsnął z pierwszego szoku. Wstał nieco chwiejnie, po czym wyszedł z pokoju, a potem z dworku, zabierając ze sobą napotkany zupełnie przypadkiem długi miecz japoński – katanę, służącą jako dekoracja ściany, ale przygotowaną do właściwego użycia.
Bez trudu zlokalizował miejsce, skąd dobiegała prośba o pomoc. Oddalone od centrum miasta puste pole, porośnięte przez wysoką, niekoszoną trawę i pojedyncze krzaki. Nietrudno było dostrzec niewielką sylwetkę we wręcz komicznie ogromnym czerwonym płaszczu z futrem. Wiał wiatr, przez co peleryna rozpościerała się niczym na pozytywistycznym obrazie patriotycznym. Obok niego w trawie prześwitywały pojedyncze pasma bieli i lśniącej czerwieni. Shibirose podszedł ostrożnie, stąpając tylko na pewnym, pustym gruncie, by nie zwrócić na siebie zbyt szybko uwagi obróconego akurat tyłem napastnika. Był prawie pewny, kogo zaraz zobaczy, jednak w jego myślach nie pojawiło się bezpośrednio potencjalne imię. Gdy chłopak stwierdził, że jest już wystarczająco blisko przystanął i sięgnął wolną ręką do biodra, gdzie przywiązany był futerał ze sztylecikami. Wyuczonym ruchem palca wyciągnął jeden za kółeczko przy rękojeści, po czym rzucił.
Ostrze chybiło o kilka milimetrów, ścinając jedynie jasne włosy celu. Gdy zafurkotał szkarłatem ciężki płaszcz, Shibirose podświadomie wstrzymał na kilka sekund oddech, ryzykując tym niekontrolowanym odruchem własne życie. Zbyt dużo czasu minęło, odkąd ostatni raz czuł to podniecające uczucie niebezpieczeństwa podczas walki. Na szczęście agresorowi nie spieszyło się, był na to zbyt pewny siebie.
- Proszę, proszę… a już myślałem, że będzie nudno – uśmiechnął się niczym drapieżnik w obliczu ofiary.
- Jean… - wyszeptał Shibirose, ni to do siebie, ni to do mężczyzny. Reakcja była natychmiastowa. Blondyn w kilku sekundach znalazł się przy chłopaku z obnażonym mieczem: obusiecznym, ciężkim mieczem typu niemieckiego o zdobionej herbem wilka i płomienia rękojeści oraz kilku wyrytych w jelcu ozdobnikach przypominających arabeski. Shibirose był już na to, jednak, gotowy i sprawnym ruchem zasłonił się płazem katany, wykorzystując do tego jedynie jedną rękę.
- Skąd znasz moje stare imię, śmieciu? – wysyczał mężczyzna, napierając na obronę chłopaka. – Tylko dwie żyjące jeszcze osoby je znają – Shibirose zaśmiał się i zmienił nieznacznie kąt swojego miecza, pozwalając ześlizgnąć się drugiemu ostrzu i uwalniając się od ataku. Nie wystosował własnego cięcia, jedynie zrobił krok w tył i zaśmiał się bez cienia strachu, czy choćby niepokoju.
- Policz jeszcze raz, dzieciaku. Za dużo mówisz, za mało myślisz – prychnął rozbawiony, uchylając się od pchnięcia. – Nie wygrasz tak ze mną. Nie masz celu i jesteś ślepy przez emocje – kontynuował. – Myślałem, że dałem ci już lekcję na ten temat, Aresie, synu Hellady.
- Zamknij się! Kto ci to wszystko powiedział?! – kolejna nieudana próba ataku. Przez cały czas Shibirose jedynie uchylał się i nie używał miecza, o ile nie było to zupełnie konieczne.
- Nie przypominam sobie, żebym musiał odpowiadać na pytania zadawane tym tonem. Ja jestem wolny, a ty jesteś tylko dzieciakiem, przez przypadek będącym w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie – Shibirose zachichotał. – Nawet nie wiesz, jak miło pooglądać wspaniałego władcę pola bitewnego, który nie potrafi zaatakować pozbawionego ludzkiej siły Stray. W dodatku, nie używam w ogóle wpływu Eteru, a ty w tym tempie pociągniesz najwyżej minutę, zanim zmęczy cię energia.
Kolejny rozdział: Ostatnia iskierka nadziei już 17.08.2014r
Tak na koniec... to cieszę się, że "ruch zwrotny" się tak rozhulał, byleby tylko nie umarł śmiercią (nie)naturalną. Zawsze czekam na wasze opinie. Poza tym, planuję powoli zmianę szablonu, więc jeśli wam się coś nie podoba w obecnym, lub wręcz przeciwnie, to mówcie, wezmę to na pewno pod uwagę. Poza tym, zbieram zamówienia, kogo powinnam wstawić w galerii. Macie do dyspozycji całe opowiadanie i listę Panteonu.
Co do urwanej dość brutalnie fabułki, to mogę zdradzić tyle, że będzie ostro... i wreszcie wyjawię jeden z dość licznych sekretów serii. A na pewno już szykują się dość poważne zmiany frontów.
Kolejny rozdział: Ostatnia iskierka nadziei już 17.08.2014r
Tak na koniec... to cieszę się, że "ruch zwrotny" się tak rozhulał, byleby tylko nie umarł śmiercią (nie)naturalną. Zawsze czekam na wasze opinie. Poza tym, planuję powoli zmianę szablonu, więc jeśli wam się coś nie podoba w obecnym, lub wręcz przeciwnie, to mówcie, wezmę to na pewno pod uwagę. Poza tym, zbieram zamówienia, kogo powinnam wstawić w galerii. Macie do dyspozycji całe opowiadanie i listę Panteonu.
Co do urwanej dość brutalnie fabułki, to mogę zdradzić tyle, że będzie ostro... i wreszcie wyjawię jeden z dość licznych sekretów serii. A na pewno już szykują się dość poważne zmiany frontów.
Ah, te urwane fabułki Q___Q
OdpowiedzUsuńSzablon nie jest zły, jest taki..mroooczny~
Ale czekam na kolejny rozdział! ^^
Jest już nowy post na moim blogu, zapraszam.
UsuńJejku, świetne opowiadanie, ja chcę więcej! Dodaj zakładkę obserwowanych, bo z chęcią zaobserwuję! :D Zapraszamy: allexandklaudyynka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKurczę, kocham twoją twórczość. Za każdym razem, po przeczytaniu rozdziału czuję niedosyt. Dobrze, że teraz mam 2 do nadrobienia. (y) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nadrabiam rozdziały, więc tego nie przeczytałam, ale jak dojdę do twojego najnowszego do postaram się skomentować ;)
OdpowiedzUsuńJak na razie przyszłam cię powiadomić iż pojawił się nowy rozdział na moim blogu ;)
Zapraszam ^^
http://esse-electric-heart.blogspot.com/
P.S. Wybacz, że nie w najnowszym poście, ale nie chciał mi się wyświetlić >-<